Wyjazd zaplanowany z rocznym wyprzedzeniem razem ze Żbikami NW Pruszków. Miejsce docelowe Wyspa Sobiszewska, mieszkaliśmy w domku letniskowym, choć by do niego wejść należało pokonać jeden schodek…cóż to dla nas:-) Wieczorne spotkanie, grilowanie i rozmowy „w toku” z uśmiechami w tle. Spacery nad morze te o zachodzie jak i wschodzie słońca zaledwie w odległości 800m.
W ciągu czterech dni zwiedziliśmy Przekop Mierzei Wiślanej, budowla ciekawa z mostem obrotowym, śluza, kanał i wyjście w morze, po betonowym nadbrzeżu doskonale prowadziło się wózek Maćka. Wraz ze spacerem po wsi rybackiej Kąty Rybackie tego dnia zrobiliśmy 9,50km
Kolejnego dnia nasza trójeczka o godzinie 10-ej ruszyła zielonym szlakiem ścieżkami krainy leśnej drogi rowerowej ku Wyspie Mewia Łacha. Słoneczko mocno grzało, Maciek postanowił zdrzemnąć się w swojej przyczepce rowerowej Xoverze. Korony drze dawały nam lekki cień. Doszliśmy do wejścia nr. 2 na plażę Gdańsk i tu zaczęło się wyzwanie po piaszczystej plaży. Tata Janusz miał przypięty pas z liną i ciągnął wózek odpychając się kijami NW, ja zaś sterowałam tyłem wózka pchając go. Koła wózka mimo, że skośnie ustawione i wyregulowany środek ciężkości to zagłębiały się w cieplutkim piasku. Musieliśmy odcinkowo z przystankami na chwilowy oddech pokonywać naszą „ścieżkę zdrowia”. Trochę brzegiem plaży, fale wody morskiej chciały nam „porwać” Macieja a nam zmoczyły obuwie. Daliśmy radę dotrzeć do wejścia nr.1 Gdańsk a następnie wąskim przesmykiem wydm w towarzystwie śpiewu ptaków zamieszkujących Wyspę Sobiszewską doszliśmy do platformy widokowej. Rzec można ten końcowy fragment nazwać dziką plażą w otulinie natury. W oddali na wyspie gołym okiem ciężko, ale widać wygrzewające się foki i błękit morskiej wody w mieniącym się słońcu. Jest dużo tablic informacyjnych na temat fauny i flory. Lektura odrobiona, organizm nawodniony więc ruszyliśmy w dalszą część naszej wyprawy jak to Maciek rzekł” zobaczyć i pożegnać Królową polskich rzek- Wisłę”.
Piękny widok na wpływającą do morza Wisłę i choć dojście od strony plaży było odrobinę -:) męczące prze piach to żadna cena za ten widok. Miejsce jedyne w swoim rodzaju, gdzie dostojna rzeka Wisła żegna się z nami i wpływa do Bałtyku. Droga powrotna lewym brzegiem ujścia Wisły po ułożonym kamiennym brzegu nie była aż tak wymagająca. Minęliśmy stację hydrologiczną, zatrzymaliśmy się na mały posiłek wpatrując się w wody rzeki i świergot ptactwa, by w końcu dojść do portu w Świbnie, z stąd organizowane są rejsy na foki łodziami otwarto pokładowymi. Podeszliśmy do przeprawy promowej Świbno- Mikoszewo, fajna atrakcja do przeżycia można powiedzieć że cofamy się trochę w czasie, ale za to fajna przygoda i coś czego już prawie nigdzie nie ma.
Idąc ścieżką dla pieszych dotarliśmy do naszego miejsca zakwaterowania. Za nami w nogach 9,50km. Po krótki odpoczynku i posiłku ruszyliśmy na spotkanie z Neptunem w Gdańsku. Spacerując Długim Targiem przeszliśmy obok okazałego, gotyckiego Ratusza Głównego Miasta, Dworu Artusa i Słynnego Neptuna czyli fontanny z XVII wieku. Przeszliśmy przez Zieloną Bramę. Mnóstwo turystów, słychać wszystkie języki świata, to fajne uczucie, że nasz kraj odwiedzają i poznają.
Nie obeszło się bez spaceru nad Motławą z Żurawiem- symbolem Gdańska, statku „Sołdek”- dawny rudowęglowiec- pierwszy statek całkowicie zbudowany w Polsce po 1945r. Jednak naszą uwagę jako wodniaków przyciągnął STS Generał Zaruski, czyli jeden z najstarszych czynnych polskich Żaglowców zbudowany w 1939r w Szwecji na zamówienie Ligi Morskiej i Kolonialnej, a inicjatorem budowy był generał Mariusz Zaruski.
Ostatniego dnia pobytu byłą licytacja miedzy naszą trójką czy w drodze powrotnej jechać do Malborka i zwiedzić dostojny zamek czy też odwiedzić molo Sopockie? Maciek dołączył do mojego głosu i tym sposobem pojechaliśmy jak to dawniej mawiano – do Sopot. Było nieco problemu ze znalezieniem miejsca parkingowego dla niepełnosprawnych. Spacerując promenadą parkową Maciek podsumował, że to piękne miejsce, pozwalające oglądać morze z inaczej niż podczas spaceru promenadą czy brzegiem plaży. Ja dodam, że przechadzając się po molo to tak jakbym znalazła się w magicznym świecie, gdzie urok drewnianych, białych konstrukcji doskonale współgra z otaczającym morzem i niebem a człowiek się relaksuje. Fakt, dolne pomosty proszą się o remont, widać upływający czas. Zabrakło też platformy zjazdowej z głównej części na niższą platformę. Wózkowicze też chętnie zobaczyć by chcieli nowo wybudowany port jachtowy.
To był bardzo udany wyjazd, wart porzucenia domowych pieleszy.